Victus pisze:Falka Valiarde pisze:Jak dla mnie obracanie mapy jest całkowicie bez sensu... jak ktoś zaczyna mi tak majtać mapą przed oczami to dopiero wtedy potrafie się pogubić ...
Yyyyy ... i właśnie o tym mówiłem. Kobieta.
Posługiwanie się mapą niezorientowaną tak samo biegle jak mapą zorientowaną wymaga dużej wprawy. Jeśli dla statystycznej kobiety "machanie" jest bez sensu, to nie dziw się że czytanie mapy zajmuje Wam więcej czasu, czy sprawia więcej trudności. Zakładając oczywiście że jesteś w tym przykładzie "statystyczną kobietą" (wiem, wiem, uogólnianie jest be).
Kurna jak mi facet macha mapą przed oczami przekręca ją, po czym jak ja prowadzę pyta się jakie ulice właśnie mijaliśmy.. to mnie wtedy naprawdę zaczyna telepać biała gorączka...
Falk von Breslau pisze:Dobry pilot to skarb
. Kiedyś pilotowałem mojemu ojcu i naprawdę ładnie nam szło.
Teraz, kiedy jeżdżę sam, widzę, jak bardzo pasażer z mapą się przydaje (vide: 2-godzinne błądzenie po Hamburgu
).
Właśnie dobry pilot... czemu ja jeszcze takowego nie mam? Wiem, że jak jadę gdzieś z moją kochaną mamusią to ja siedzę, z boku z mapą, bo ona to jest kurcze typowa blondynka z mapą>.<
Falk von Breslau pisze:Dudek, w Krakowie zgubić się nie jest jakaś wielką sztuką
.
Hmm... jak na razie w Kraku byłam trzy razy... Dwa razy były to wyprawy jednodniowe i za pierwszym razem znajomi mnie, że tak powiem za łapkę zabrali z dworca, a potem na niego odstawili. Za drugim razem już jakoś się orientowałam. Zaś jak byłam ostatnio w Kraku na jakieś 4 – 5 dni to bez problemu się poruszałam... (fakt, że nie był to cały Kraków ale sobie radziłam ^.^ )
Falk von Breslau pisze:Pytanie o drogę jest dla frajerów. Miałem podobne przygody, choć na nieporównywalnie mniejszą skalę w Warszawie, kiedy szukałem odpowiedniego przystanku autobusowego. Czyli to powinno być gdzieś tutaj...
Wyjaśnijcie mi proszę co takiego złego jest w zapytaniu się o drogę ? Bo tego to dopiero nie rozumiem...
Alienor pisze:Mapy działają na mnie narkotycznie, zaczynam się wczytywać w dowolnym punkcie i nie mogę przestać. Sporą satysfakcję miałam, gdy udało się odszukać w terenie i przejść nieistniejącą już drogą przez nieistniejącą wieś w Sudetach, ale to było juz bardziej czytanie znaków w terenie niż samej mapy.
To tak jak dzisiaj musiałam dotrzeć na zajęcia na jakieś zadupie gdzie nie ma nawet nazw ulic... W sumie dobrze, że ktoś mi mówił gdzie to ma być dlatego, że na mapie nawet ładnie zaznaczyli sobie „instytut SGGW” czy jakąś inną francę... ale osoba która to zaznaczała chyba usiadła nad mapą i powiedziała sobie : „no więc to chyba powinno być gdzieś tu” i zamazała pewien obszar.. bo okazało się, że tak naprawdę znajduje się to troszeczkę dalej ;P